Pamiętacie jeszcze drużynówki, w których startowało więcej niż 10 ekip i to niekoniecznie mistrzostwa świata czy igrzyska? Teraz FIS musi naginać własne zasady, żeby w ogóle przeprowadzić rywalizację o medale. Niektóre drużyny startują od święta (Szwajcarzy, Finowie, Kazachowie, pomijam już kwestię nacji na R bo to osobny temat – a szkoda, bo kacapski car prawdopodobnie spieprzył rosyjskim młodzikom fajne kariery), bardziej egzotyczne kraje takie jak Korea, Rumunia, Francja, USA praktycznie rzadko kiedy wystawiają pojedynczych zawodników (chwalebnym wyjątkiem Turcja – nie spodziewałem się ich regularnych startów, ale to miłe). Pojawia się niewiele rokujących talentów znikąd typu Zografski 10 lat temu, czy Polasek. Na Chińczyków patrzono z nadzieją, że oto wchodzi nowy gracz z wielkimi możliwościami, ale przykład IO pokazał, że to była tylko propagandowa zagrywka. Słabe perspektywy są też dla samych skoczni – liczyłem na szybką odbudowę mamutów w Czechach (Harrachov) i USA (Copper Peak), ale dzisiaj chyba nie ma zbyt wielkiej inicjatywy dla tych projektów.
Nawet kształt naszej kadry w następnych latach stoi pod znakiem zapytania – może niekoniecznie podzielimy los Czechów, ale jeżeli taki Wolny, Wąsek, Pilch (czy nasz 13 letni talent, który ma jeszcze czas #pdk ) nie odpalą jakiejś życiowej formy, to szykuje się spadek oglądalności, odejście większych sponsorów, może nawet likwidacja niektórych klubów, co jeszcze bardziej pogorszy sprawę budowania sensownego zaplecza. Obstawiam pojedyncze punkty w konkursach, a jak któryś znajdzie się w czołowej 10. to będzie wydarzenie.
Może jest to jakiś dziecięcy sentyment z czasów Małyszomanii, ale wydaje mi się, że dla całej dyscypliny idą bardzo chude lata, a ten tag będzie za jakiś czas odwiedzany przez koneserów dyscypliny wspominających stare dobre czasy w stylu „kurła, kiedyś to było”. Obym się mylił.
Powered by WPeMatico