W międzyczasie oglądaliśmy też skoki narciarskie, ale to był ciężki temat, bo poza pojedynczymi wyczynami Adama Małysza nie było raczej żadnych perspektyw na sukces jakiegokolwiek naszego sportowca w sportach zimowych.
Pamiętam śmieszkowanie komentatorów gdy w którymś konkursie turnieju czterech skoczni, żartowali, że Japończycy mają ciężki orzech do zgryzienia, bo skaczą w parach z Polakami. Przypominam, że Japończycy od lat należeli do światowej czołówki a występu Masahiko Harady z zimowej olimpiady w Lille hamer w 1994 nikt kto oglądał nie zapomni – słynny zawodnik nie wytrzymał presji i zawalił swój drugi skok grzebiąc nadzieje Azjatów na złoty medal…
I nadszedł rok 2001, turniej czterech skoczni. Przed zawodami żartowano, że organizatorzy pytali swojego rodaka, Martinna Schmitta jaki kolor życzy sobie swojego nowego Audi – nagrody za konkurs – bo jego zwycięstwo zdawało się murowane. Ah co, to był za konkurs. Te emocje, teorie o spiskowaniu Niemców przez zaniżanie odległości Małyszowi, kombinowanie z wiatrem i chorągiewkami. Mimo wszystko Adam za swoim wonsem i kolczykiem pokazał że w jego żyłach płynie krew potomka husarii!
Dla mnie zima 2001 to była jedną z najpiękniejszych w życiu. Tony śniegu na dworze, zażarte dyskusje z kolegami w szkole, oglądanie skoków w domu z ojcem i wołanie matki ‚Małysz skacze!’ Większość konkursów oglądaliśmy na eurosporcie z legenderanym komentarzem Davida Golstroma.
20 lat minęło jak z bicza strzelił. Łezka w oku.
Powered by WPeMatico