Nigdy szczególnie nie interesowałem się futbolem młodzieżowym. Wprawdzie oglądałem pojedyncze spotkania Centralnej Ligi Juniorów, widziałem kilka finałów Mistrzostw Europy czy Mistrzostw Świata i śledziłem turnieje rozgrywane w naszym kraju, lecz zazwyczaj odbywało się to mimochodem, z braku innych rozrywek piłkarskich. Nie czułem satysfakcji z podziwiania popisów przyszłych gwiazd, a odkrywanie nieoszlifowanych diamentów nie sprawiało mi frajdy. Nie byłem też w stanie emocjonować się występami Polaków, bowiem za mojego świadomego życia Orlątka nie istniały na arenie międzynarodowej.
Aż do czerwca 2019 roku.
Będąc szczerym, nie wierzyłem, iż EURO U-21 okaże się imprezą przełomową. Przecież podopieczni Czesława Michniewicza dostali się na nią rzutem na taśmę, po barażowym boju z faworyzowaną Portugalią. Przecież trafili do grupy z potężnymi Włochami, zjawiskową Hiszpanią oraz produkującą talent za talentem Belgią. Przecież lecieli do Italii po najmniejszy wymiar kary, samo znalezienie się w elitarnym gronie traktowaliśmy jako sukces. Nie marzyliśmy o tym, by wisienka na torcie była słodka, a o tym, by nie okazała się zbyt kwaśna. Nawet przez moment nie pomyśleliśmy o wyjęciu z szafy pompki do nadmuchania balonika. Jako kibice, byliśmy do bólu pragmatyczni.
I to między innymi dzięki temu, występ Biało-Czerwonych sprawił nam tyle radości. Między innymi, bo Kownacki i spółka ujęli nas nie tylko zaskakująco dobrymi wynikami.
Na nie mniejsze uznanie zasługuje determinacja w realizacji założeń selekcjonera, a co za tym idzie, w uwypuklaniu zalet przy jednoczesnym tuszowaniu wad. Nie byliśmy w stanie grać pięknie, więc postawiliśmy na skuteczność. Brakowało nam techniki, więc skupiliśmy się na fizyczności. Nie potrafiliśmy Czytaj dalej...
Nigdy szczególnie nie interesowałem się futbolem młodzieżowym. Wprawdzie oglądałem pojedyncze spotkania Centralnej Ligi Juniorów, widziałem kilka finałów Mistrzostw Europy czy Mistrzostw Świata i śledziłem turnieje rozgrywane w naszym kraju, lecz zazwyczaj odbywało się to mimochodem, z braku innych rozrywek piłkarskich. Nie czułem satysfakcji z podziwiania popisów przyszłych gwiazd, a odkrywanie nieoszlifowanych diamentów nie sprawiało mi frajdy. Nie byłem też w stanie emocjonować się występami Polaków, bowiem za mojego świadomego życia Orlątka nie istniały na arenie międzynarodowej.
Aż do czerwca 2019 roku.
Będąc szczerym, nie wierzyłem, iż EURO U-21 okaże się imprezą przełomową. Przecież podopieczni Czesława Michniewicza dostali się na nią rzutem na taśmę, po barażowym boju z faworyzowaną Portugalią. Przecież trafili do grupy z potężnymi Włochami, zjawiskową Hiszpanią oraz produkującą talent za talentem Belgią. Przecież lecieli do Italii po najmniejszy wymiar kary, samo znalezienie się w elitarnym gronie traktowaliśmy jako sukces. Nie marzyliśmy o tym, by wisienka na torcie była słodka, a o tym, by nie okazała się zbyt kwaśna. Nawet przez moment nie pomyśleliśmy o wyjęciu z szafy pompki do nadmuchania balonika. Jako kibice, byliśmy do bólu pragmatyczni.
I to między innymi dzięki temu, występ Biało-Czerwonych sprawił nam tyle radości. Między innymi, bo Kownacki i spółka ujęli nas nie tylko zaskakująco dobrymi wynikami.
Na nie mniejsze uznanie zasługuje determinacja w realizacji założeń selekcjonera, a co za tym idzie, w uwypuklaniu zalet przy jednoczesnym tuszowaniu wad. Nie byliśmy w stanie grać pięknie, więc postawiliśmy na skuteczność. Brakowało nam techniki, więc skupiliśmy się na fizyczności. Nie potrafiliśmy Czytaj dalej...