Dlaczego kibicujemy słabszym zamiast faworytom?
Noc, cisza, nie możesz spać przez upał. Włączasz telewizor, może jest coś ciekawego. Odpala się kanał sportowy, transmitujący akurat mecz fazy grupowej mistrzostw świata w bierkach pod wodą między reprezentacjami Niemiec i Tadżykistanu. Dziwnym trafem nigdy do tej pory nie oglądałeś tego sportu, nie znasz kontekstu, ale widzisz, że po pierwszym nurkowaniu wyrachowani, pięknie ubrani, genetycznie modyfikowani Niemcy prowadzą 3:1. Automatycznie zaczynasz wspierać poczciwych Tadżyków i cieszysz się, gdy po drugiej rundzie wychodzą na remis i trójząb jest po ich stronie. Tylko pytanie: czemu?
Na początku zaznaczmy, że mówimy o sytuacjach, w których mamy a priori względnie neutralny stosunek do obu stron, a więc nie jesteśmy germanofobami ani tadżykofilami, nie kibicujemy od dziecka żadnej z drużyn, w żadnym teamie nie gra nasz kumpel; po prostu widzimy starcie i podświadomie obieramy stronę underdoga. Jak to zwykle bywa, wytłumaczeń może być kilka i mogą się ze sobą mieszać, więc przyjrzyjmy się im po kolei.
Poszukiwania odpowiedzi zacznijmy od spojrzenia na naszą zawiść, skrytą pod ładnym słowem schadenfreude (“przyjemność czerpana z czyjegoś nieszczęścia”). Mamy w sobie to dziwne coś, co sprawia, że nie lubimy chełpiących się bogaczy ani po prostu somsiadów, którzy mają czegoś więcej, nie chcemy doprowadzić, by ktoś dominował na dzielni, dlatego niepowodzenie bhogatego sprawia nam tę dziką, niezdrową satysfakcję. Satysfakcję sprawia nam też śledzenie historii w ogóle i tu dochodzimy do drugiej możliwej odpowiedzi – niespodzianki.
Bo my lubimy niespodzianki i troszkę hazardu. Okazuje się na przykład, iż dużo bardziej cieszylibyśmy się z niespodziewanie otrzymanego tysiąca do Czytaj dalej...
Dlaczego kibicujemy słabszym zamiast faworytom?
Noc, cisza, nie możesz spać przez upał. Włączasz telewizor, może jest coś ciekawego. Odpala się kanał sportowy, transmitujący akurat mecz fazy grupowej mistrzostw świata w bierkach pod wodą między reprezentacjami Niemiec i Tadżykistanu. Dziwnym trafem nigdy do tej pory nie oglądałeś tego sportu, nie znasz kontekstu, ale widzisz, że po pierwszym nurkowaniu wyrachowani, pięknie ubrani, genetycznie modyfikowani Niemcy prowadzą 3:1. Automatycznie zaczynasz wspierać poczciwych Tadżyków i cieszysz się, gdy po drugiej rundzie wychodzą na remis i trójząb jest po ich stronie. Tylko pytanie: czemu?
Na początku zaznaczmy, że mówimy o sytuacjach, w których mamy a priori względnie neutralny stosunek do obu stron, a więc nie jesteśmy germanofobami ani tadżykofilami, nie kibicujemy od dziecka żadnej z drużyn, w żadnym teamie nie gra nasz kumpel; po prostu widzimy starcie i podświadomie obieramy stronę underdoga. Jak to zwykle bywa, wytłumaczeń może być kilka i mogą się ze sobą mieszać, więc przyjrzyjmy się im po kolei.
Poszukiwania odpowiedzi zacznijmy od spojrzenia na naszą zawiść, skrytą pod ładnym słowem schadenfreude (“przyjemność czerpana z czyjegoś nieszczęścia”). Mamy w sobie to dziwne coś, co sprawia, że nie lubimy chełpiących się bogaczy ani po prostu somsiadów, którzy mają czegoś więcej, nie chcemy doprowadzić, by ktoś dominował na dzielni, dlatego niepowodzenie bhogatego sprawia nam tę dziką, niezdrową satysfakcję. Satysfakcję sprawia nam też śledzenie historii w ogóle i tu dochodzimy do drugiej możliwej odpowiedzi – niespodzianki.
Bo my lubimy niespodzianki i troszkę hazardu. Okazuje się na przykład, iż dużo bardziej cieszylibyśmy się z niespodziewanie otrzymanego tysiąca do Czytaj dalej...