#okurwakoniara
Kontynuacja wpisu nt. piramidy będzie później, głównie dlatego że chciałabym zwrócić uwagę na pomoce które trzeba zrozumieć już w tych pierwszych trzech stopniach.
POMOCE W JEŹDZIE KONNEJ (te które mamy sami naturalnie)
Dosiad a raczej ciężar ciała
Bez dosiadu nie ma jeźdźca, tak samo jak nie ma konia bez kopyt.
Oczywiście w szkółkach uczymy się pełnego siadu już od samego początku, potem robimy coś pół na pół kiedy anglezujemy w kłusie, no i półsiad w kłusie i galopie.
Problem jest w tym że bez dobrego pełnego siadu, nie uzyskamy prawidłowego balansu pomagającego w półsiadzie – skończy się na tym że albo będziemy „przed” albo „za” koniem i nasze późniejsze skoki będą… właściwie nie będą, chyba że mamy konia profesora który nas pośle ponad przeszkodę.
Książkowo, prawidłowy dosiad to trzy punkty w pionowej linii prostej – ramię, biodro i pięta. Jednak to jest dość ogólnikowe i wcale nie świadczy o tym że jeśli tej linii nie ma, siedzimy totalnie źle; tak samo możemy tę idealną linię mieć a dosiad wcale nie aktywizuje konia, bo np. trzymamy się kolanami.
Naszymi naturalnymi „ostrogami” w dosiadzie są kości kulszowe, które możemy obciążać równomiernie (ruch na wprost), lub jedną z nich bardziej (np. chody boczne). Jeśli tyłek lata nam jeszcze w siodle to dużo nie zdziałamy, ale – jeśli wyklepiemy dużo godzin bez strzemion/na oklep lub w kłusie w pełnym siadzie, uwierzcie mi – przestanie ona latać. Wielu początkujących nienawidzi kłusa ćwiczebnego (bo najłatwiej w nim spaść), a ja dodam od siebie że jestem pierdolonym leniem i w kłusie anglezowanym jeżdżę głównie tylko na młodych lub „zielonych” koniach (łatwiej jest takim Czytaj dalej...
#okurwakoniara
Kontynuacja wpisu nt. piramidy będzie później, głównie dlatego że chciałabym zwrócić uwagę na pomoce które trzeba zrozumieć już w tych pierwszych trzech stopniach.
POMOCE W JEŹDZIE KONNEJ (te które mamy sami naturalnie)
Dosiad a raczej ciężar ciała
Bez dosiadu nie ma jeźdźca, tak samo jak nie ma konia bez kopyt.
Oczywiście w szkółkach uczymy się pełnego siadu już od samego początku, potem robimy coś pół na pół kiedy anglezujemy w kłusie, no i półsiad w kłusie i galopie.
Problem jest w tym że bez dobrego pełnego siadu, nie uzyskamy prawidłowego balansu pomagającego w półsiadzie – skończy się na tym że albo będziemy „przed” albo „za” koniem i nasze późniejsze skoki będą… właściwie nie będą, chyba że mamy konia profesora który nas pośle ponad przeszkodę.
Książkowo, prawidłowy dosiad to trzy punkty w pionowej linii prostej – ramię, biodro i pięta. Jednak to jest dość ogólnikowe i wcale nie świadczy o tym że jeśli tej linii nie ma, siedzimy totalnie źle; tak samo możemy tę idealną linię mieć a dosiad wcale nie aktywizuje konia, bo np. trzymamy się kolanami.
Naszymi naturalnymi „ostrogami” w dosiadzie są kości kulszowe, które możemy obciążać równomiernie (ruch na wprost), lub jedną z nich bardziej (np. chody boczne). Jeśli tyłek lata nam jeszcze w siodle to dużo nie zdziałamy, ale – jeśli wyklepiemy dużo godzin bez strzemion/na oklep lub w kłusie w pełnym siadzie, uwierzcie mi – przestanie ona latać. Wielu początkujących nienawidzi kłusa ćwiczebnego (bo najłatwiej w nim spaść), a ja dodam od siebie że jestem pierdolonym leniem i w kłusie anglezowanym jeżdżę głównie tylko na młodych lub „zielonych” koniach (łatwiej jest takim Czytaj dalej...