Przy okazji Święta Trzech Króli, obchodzonego dziś przez chrześcijan, pora na opowieść o trzech zawodnikach, którzy rywalizują o to, by wraz z końcem sezonu Premier League uzyskać koronę. Koronę króla strzelców. Marzy o niej wielu, z mniejszym lub większym powodzeniem aspiruje kilku, lecz przewodząca w wyścigu trójca wypracowała dość wyraźną przewagę nad całą resztą. Peleton wciąż może zniwelować ją na przestrzeni jednego spotkania, lecz łatwe to z pewnością nie będzie. Pierre-Emerick Aubameyang, Harry Kane i Mohamed Salah trafiają bowiem jak najęci i niechętnie dopuszczą kogokolwiek do swojego elitarnego grona.
Spośród wyżej wymienionych, najmniejsze doświadczenie w zdobywaniu najcenniejszego wyróżnienia dla snajperów angielskiej ekstraklasy ma Gabończyk, który nie rozegrał w niej jeszcze ani jednego pełnego sezonu. Egipcjanin dostąpił zaszczytu zasiądnięcia na tronie w poprzednich rozgrywkach, czego przed nim, w latach 2015-2017, dwukrotnie dokonywał Anglik. Historia sukcesów nie ma jednak żadnego wpływu na losy korony w roku 2019.
Znaczenie mają za to liczby, z których najważniejsze są te, dotyczące ilości zdobytych bramek. Po 21 kolejkach, Aubameyang oraz Kane mają na swoim koncie po 14 goli, a uzupełniający tercet Salah karcił defensywy przeciwników 13 razy. Mimo że każdy z nich rozegrał komplet meczów, najmniej czasu na boisku spędził gracz Arsenalu, któremu uzbieranie 14 trafień zajęło 1648 minut. Ponad 100 więcej, bo 1797, potrzebował natomiast kapitan reprezentacji Anglii, który oddał też więcej strzałów – 70, co przy 54 Gabończyka jawi się jako kolosalna różnica. Fakt, Kane może pochwalić się pokaźniejszą liczbą uderzeń celnych, które stanowią 47% wszystkich jego prób, lecz ostatecznie najlepiej w tym względzie prezentuje się Salah. Lider Liverpoolu strzelał jak dotąd 69 razy, z czego 34 w światło bramki.
Kolejnym dowodem na to, iż ilość niekiedy idzie w parze z jakością, jest liczba zmarnowanych okazji do zdobycia gola, określanych mianem „stuprocentowych”. Jak się okazuje, najbardziej klinicznym snajperem z opisywanej trójki jest piłkarz Tottenhamu, który zaprzepaścił – tylko i aż – 8 dogodnych szans. Egipcjanin zmarnotrawił takowych 11, a najsłabiej wypadający w tym aspekcie Gabończyk w idealnym wariancie powinien mieć o 15 trafień więcej. Nie pomogły mu także słupki i poprzeczki, w które uderzał piłką 3-krotnie, także najwięcej spośród niniejszego grona.
Konsolidując, najwięcej i najdokładniej strzela Harry Kane, najbardziej niechlujny i jednocześnie najbardziej minimalistyczny jest Pierre-Emerick Aubameyang, a Mohamed Salah uderza najcelniej, choć trafień ma najmniej. Paradoks goni więc paradoks, lecz taki właśnie bywa futbol.
Nie można jednak stwierdzić, iż obecna sytuacja jest jakimkolwiek zaskoczeniem. Osobiście, przed startem sezonu 2018/19, przewidziałem, iż 2 z 3 wyżej wymienionych zawodników będzie na poważnie liczyć się w walce o koronę króla strzelców. Inna sprawa, że nie trzeba było być żadnym jasnowidzem, by tego dokonać.
Z uwagi na debiutanckie pół roku Aubameyanga w Anglii, w sierpniu stwierdziłem, iż muszę mieć go w swojej drużynie w Fantasy Premier League, gdyż utrzymując skuteczność swoich poczynań z pewnością zakręci się on wokół tytułu najlepszego strzelca ligi. Następnie uznałem, iż po przygodzie na rosyjskim mundialu, a ponadto utracie tronu na rzecz Salaha, Kane będzie jeszcze bardziej głodny i łasy na trzeciego Złotego Buta angielskiej ekstraklasy w swojej karierze, co oznacza, że równorzędny wyścig dwóch koni mamy jak w banku.
Typowanie okazało się więc trafne, choć niepełne. Zwątpiłem bowiem w idola The Kop, a w zasadzie całego Anfield. Nie należałem wprawdzie do grona obwołującego Egipcjanina tytułem jednosezonowej gwiazdy, lecz nie wierzyłem, iż jest on w stanie powtórzyć swoje wyśmienite osiągnięcie z poprzednich rozgrywek. Nadal nie sądzę, że da radę to zrobić, ale już zbliżenie się do niego traktuję jako wielce prawdopodobne. Fakt, Mohamed Salah podąża pół kroczku za Gabończykiem oraz Anglikiem, lecz na tym etapie sezonu, a więc ledwie po przekroczeniu jego półmetku, różnica jednego gola znaczy doprawdy niewiele. Tym bardziej, kiedy debatujemy o piłkarzach, potrafiących trafiać nawet po 3-4 razy na spotkanie.
Co za tym idzie, niezwykle trudno jest przewidzieć, który z nich wraz z końcem sezonu będzie mógł cieszyć się tytułem najlepszego strzelca Premier League. O ile w ogóle któryś z przewodzącej w rywalizacji trójki dopnie swego, gdyż, jak wcześniej zaznaczyłem, peleton nie śpi, a czający się za plecami Aguero i Hazard legitymują się 10 zdobytymi bramkami.
Kierując się jednak tylko i wyłącznie osobistymi preferencjami oraz uskuteczniając myślenie życzeniowe, postawiłbym na ostateczny triumf Harry’ego Kane’a. Biorąc pod uwagę jego regularność, instynkt snajpera, doświadczenie, a także cały arsenał środków do pokonywania bramkarzy drużyn rywali, skutkujący tym, iż Anglik sprawia wrażenie napastnika kompletnego, czuję się w pełni przekonany do jego kandydatury. Niech subiektywność tego wyboru podkreśli również fakt, iż nie kryję się z sympatią, jaką darzę zawodnika Tottenhamu, którą ten zaskarbił sobie we mnie swoim profesjonalizmem, prezentowanym charakterem oraz podejściem do kariery. Pisząc wprost, cenię Kane’a i jako piłkarza, i jako człowieka, więc jego ewentualny sukces jest mi bliższy aniżeli triumf któregoś z pozostałej dwójki czy kogokolwiek z goniących czołówkę.
Na ten moment trzeba uczciwie przyznać, iż walka o tytuł najlepszego strzelca Premier League, nie odstaje zaciętością od boju o miano najlepszej drużyny w Anglii. Oby obie rywalizacje cieszyły nasze oczy jak najdłużej, a ich uczestników stale napędzały do utrzymywania wysokiej formy.
Serdecznie zapraszam na mój fanpage, na którym codziennie publikuję moje opinie, spostrzeżenia oraz przemyślenia związane z piłkarskim światem.
Jeśli spodobała Ci się wrzutka, zaobserwuj #zycienaokraglo
Dzięki!
#sport #mecz #pilkanozna #premierleague #arsenal #liverpool #lfc #tottenham #zycienaokraglo
Powered by WPeMatico