Cała sytuacja, w obliczu posłanych na wypożyczenie Batshuayia oraz Abrahama, jawi się dość niezrozumiale. Owszem, Belg nie gra sezonu życia w Valencii, lecz poprzednie rozgrywki może zaliczyć do obiecujących w swoim wykonaniu. Reprezentując barwy Borussii Dortmund nawiązał do swoich najlepszych chwil, jeszcze z czasów występów w Olympique Marsylia, co z pewnością dawało mu nadzieję na otrzymanie poważnej szansy na Stamford Bridge. Takowej nigdy nie doświadczył, gdyż Antonio Conte stawiał na niego niechętnie lub wcale. Przyjście Sarriego niczego nie zmieniło, ponieważ ten nie obdarzył Michy’ego cieniem zaufania.
Jak wspomniałem, 25-latkowi nie wiedzie się w Hiszpanii, wobec czego brytyjskie media podają, iż Chelsea planuje ściągnąć go do Anglii w styczniu, by… wypożyczyć następnie do Crystal Palace. Nie ma tematu sprawdzenia Belga w układance włoskiego szkoleniowca, poszukania nowego wariantu ustawienia. Jeśli Batshuayi wróci do Londynu, to zamiast na Stamford Bridge zawita na Selhurst Park.
Na tymczasową banicję skazany jest także Tammy Abraham. Młody Anglik w obecnym sezonie Championship zdobył 13 bramek w 17 występach, jest liderem Aston Villi i znajduje się w ścisłej czołówce najlepszych strzelców zaplecza Premier League. W jego przypadku wypożyczenie jest bardziej uzasadnione z uwagi na poprzednie rozgrywki, w których kompletnie zawiódł na poziomie ekstraklasy, przywdziewając barwy późniejszego spadkowicza ze Swansea.
Mimo wszystko uważam jednak, iż zasługuje on na szansę pokazania się w Chelsea. Ocenianie go przez pryzmat grania z partnerami o wątpliwej jakości piłkarskiej, a takich miały w swoich szeregach Łabędzie, jest nieco na wyrost, by nie napisać niesprawiedliwe. Spekulacji o rychłym powrocie Abrahama jednak brak.
Głośno natomiast o chęci sprowadzenia Gonzalo Higuaina, który pod wodzą Sarriego zdobywał w Napoli szczyty indywidualnych osiągnięć. Argentyńczyk miałby zamienić się miejscami pracy z Alvaro Moratą. Oprócz niego, do transferu na Stamford Bridge przymierzani są między innymi Jamie Vardy, Callum Wilson, a także… Robert Lewandowski. Tę ostatnią opcję należy jednak włożyć głęboko między bajki.
The Blues nie są najbardziej bramkostrzelną ekipą, biorąc pod uwagę czołówkę ligowej stawki wypadają najsłabiej. Ewidentnie brakuje rasowego snajpera z prawdziwego zdarzenia, bez którego bardzo trudno będzie powalczyć o najwyższe cele. O ile Giroud na krótszą metę przejawia śladowe szczątki instynktu kilera, o tyle Morata pudłuje na potęgę nawet w najdogodniejszych i z pozoru najłatwiejszych sytuacjach, a do tego trapią go kontuzje.
W żadnym wypadku nie twierdzę, iż lekiem na całe zło oraz gwarancją goli jest Batshuayi czy Abraham. Rozumiem i szanuję koncepcję ogrywania ich w innych drużynach, lecz nie pojmuję braku prób sprawdzenia ich przydatności dla Chelsea w większym wymiarze czasowym. Sądzę, że udowodnili, iż przynajmniej na tyle zasługują.
Jasne, postawienie na napastnika z wyższej półki jest w przypadku Sarriego, potrzebującego zwycięstw, punktów i awansów, łatwiejszym i logicznym wyjściem. Pytanie tylko, czy jedynym słusznym i, w szerszej perspektywie, korzystniejszym dla klubu Romana Abramowicza?
Serdecznie zapraszam na mój fanpage, na którym codziennie publikuję moje opinie, spostrzeżenia oraz przemyślenia związane z piłkarskim światem.
Jeśli spodobała Ci się wrzutka, zaobserwuj #zycienaokraglo
Dzięki!
#sport #mecz #pilkanozna #premierleague #chelsea #zycienaokraglo
Powered by WPeMatico