Nowe akordy heavymetalowej bandy
Ewolucja jest niezwykle ważnym procesem dotyczącym niemal każdej dziedziny życia. Pozwala nam doskonalić się, daje nowe możliwości i środki realizacji celów oraz sprawia, że stale się rozwijamy. Gdyby nie ona, nie zeszlibyśmy z drzew, nie osiedlilibyśmy się, nie odkrylibyśmy tylu wspaniałych zjawisk, ani nie stworzylibyśmy wielu niesamowitych rzeczy. To naturalne, że chcemy notować progres w tym czy innym aspekcie, gdyż dążenie do perfekcji jest powszechną drogą. Słabi pragną być dobrzy, dobrzy lepsi, a następnie najlepsi.
To ostatnie dotyczy menedżera i zawodników Liverpoolu, którzy zeszłosezonowymi rezultatami rozbudzili apetyty nie tylko kibiców, ale i swoje, wynikające z ambicji. Finał Ligi Mistrzów i miejsce w czołowej czwórce ligi to naprawdę solidne fundamenty, by realnie mierzyć wyżej i stopniowo budować własną potęgę, a więc ewoluować. Przysłówek „stopniowo” jest w tym wypadku kluczowy, gdyż rozwój, rozumiany jako wdrażanie nowych elementów, systemów i rozwiązań, bywa mozolny, w niektórych aspektach wręcz bolesny. Pisząc wprost, są przesłanki, iż to jednak nie będzie TEN sezon.
Z czym kojarzył się dotąd zespół z Anfield w erze Jurgena Kloppa? Jak przystało na heavymetalową bandę, przede wszystkim z wybuchową, eksplozywną ofensywą, widowiskowością, nieustającym pressingiem, ale też z… nieporadnością w defensywie. Drużyna potrafiła zdobyć 5 bramek i stracić 4, wygrywać 3:0, by ostatecznie zremisować 3:3, przez co czuć było wieczną niepewność i nerwowość. Kolejną wadą całej machiny była jej nierówność i przestoje w działaniu. Liverpool zwyciężał z Manchesterem City, by następnie przegrać ze Swansea lub zremisować z West Bromem. Było to deprymujące dla ws Czytaj dalej...
Nowe akordy heavymetalowej bandy
Ewolucja jest niezwykle ważnym procesem dotyczącym niemal każdej dziedziny życia. Pozwala nam doskonalić się, daje nowe możliwości i środki realizacji celów oraz sprawia, że stale się rozwijamy. Gdyby nie ona, nie zeszlibyśmy z drzew, nie osiedlilibyśmy się, nie odkrylibyśmy tylu wspaniałych zjawisk, ani nie stworzylibyśmy wielu niesamowitych rzeczy. To naturalne, że chcemy notować progres w tym czy innym aspekcie, gdyż dążenie do perfekcji jest powszechną drogą. Słabi pragną być dobrzy, dobrzy lepsi, a następnie najlepsi.
To ostatnie dotyczy menedżera i zawodników Liverpoolu, którzy zeszłosezonowymi rezultatami rozbudzili apetyty nie tylko kibiców, ale i swoje, wynikające z ambicji. Finał Ligi Mistrzów i miejsce w czołowej czwórce ligi to naprawdę solidne fundamenty, by realnie mierzyć wyżej i stopniowo budować własną potęgę, a więc ewoluować. Przysłówek „stopniowo” jest w tym wypadku kluczowy, gdyż rozwój, rozumiany jako wdrażanie nowych elementów, systemów i rozwiązań, bywa mozolny, w niektórych aspektach wręcz bolesny. Pisząc wprost, są przesłanki, iż to jednak nie będzie TEN sezon.
Z czym kojarzył się dotąd zespół z Anfield w erze Jurgena Kloppa? Jak przystało na heavymetalową bandę, przede wszystkim z wybuchową, eksplozywną ofensywą, widowiskowością, nieustającym pressingiem, ale też z… nieporadnością w defensywie. Drużyna potrafiła zdobyć 5 bramek i stracić 4, wygrywać 3:0, by ostatecznie zremisować 3:3, przez co czuć było wieczną niepewność i nerwowość. Kolejną wadą całej machiny była jej nierówność i przestoje w działaniu. Liverpool zwyciężał z Manchesterem City, by następnie przegrać ze Swansea lub zremisować z West Bromem. Było to deprymujące dla ws Czytaj dalej...