Na pierwszy ogień dostaliśmy starcie absolutnie na szczycie – w Szczecinie gospodarze mierzyli się z wicemistrzem Polski – ZAKSĄ. Obie drużyny wypełnione gwiazdami jak Wielki Obłok Magellana, nic dziwnego więc że czekaliśmy na zacięty, pięciosetowy bój, czyż nie? Otóż niedoczekanie kurwa nasze. Nasze oczekiwania mogliśmy włożyć do garnka, dołożyć do nich bigosu i zamieszać zakutym łbem. Gdyby Radostin Stojczew wiedział jak będzie wyglądać ten mecz, osobiście zajarałby szluga pod czujnikiem dymu przed jego rozpoczęciem. Pierwszy set dosyć wyrównany. Stocznia miała szanse wyjść na prowadzenie, ale Łukasz Żygadło zaczął wykorzystywać swoje lewe skrzydło częściej niż Jospeh Fritzl swoją córkę. Koziołkowi w końcówce zachowali jednak więcej zimnej krwi i wygrali pierwszą odsłonę. Druga odsłona spotkania wyglądała jak wspólna inba plemion Tutsi i Hutu. Stocznia była Tutsi. Po przypierdoleniu sobie kotwicą w potylice kamraci z dzielnym kapitanem Gogolem na czele nawiązali bardziej zaciętą walkę w trzecim secie. Irański Szejk Al’Zygad ah’Lo przerzucił się z lewego skrzydła na prawe, gdzie Bartosz Kurek nakurwiał jak ćma w lampę. Z drugiej strony zaś wetował mu najpiękniejszy Łukasz Kaczmarek. W końcówce jednak ambasador marki Monte dostał od Sama Deroo dwie czapy, które było słychać w Pruszczu Gdańskim. Tak jak w pierwszej partii, końcówkę wygrała drużyna z Kędzierzyna. Ogółem brawa dla całego zespołu z Opolszczyzny, nawet Paweł Zatroski dzisiaj potrafił ustawić się w obronie. A Stocznia jak narazie zwodowała Titanica. Chuj a nie hit.
Późnym wieczorem przenieśliśmy się na Podkarpacie, gdzie drużyna TRENERA TYSIĄCLECIA ANDRZEJA KOWALA podejmowała u siebie siatkarzy ze stolicy pod wodzą śmiesznego Francuzika w pedalskiej fryzurze. Resovia, mocno wzmocniona transferami Schulza, Miki, Smitha, Shojiego, Redwitza, Szerszenia i Rafała pierdolonego Buszka. postawiła akademikom wysoko poprzeczkę. Żartowałem kurwa. Pierwszy set to pokaz ogólnej miernoty zespołu w pasiakach. Kwolek na zmianę z Vigrassem tańczyli z przyjmującymi Resovi taniec rodem z Błękitnej Ostrygi (Harris ty kurwo jebana). W drugim secie za to podopieczni ANDRZEJA KOWALA odskoczyli na kilka punktów, ale w końcówce sypaczom pasów objawił się chyba sam Król Sanjaya z Lehji który powiedział im że Rafał Buszek to potomek Lehitów i trzeba mu wystawiać piłki. Ja pierdolę no brak mi słów. Trzecią partię udało się wygrać Klubie Przyjaciół Myszki Miki, głównie dzięki dobrej postawie głównego mózgu bandy. W ostatniej partii akademicy uciekli, wilcy dogonili, Araujo bawił się w przeprowadzanie nalotu dywanowego, Schulz który w końcu zastąpił ryżego nie chciał być gorszy, ale na koniec i tak akademicy wywieźli 3 punkty z Rzeszowa. Brawa dla całego zespołu z Warszawy, a w szczególności dla wyżej wymienionego Brazylijczyka, Kwolka i Brizzarda. MVP zasłużenie został wybrany Rafał Buszek.
Reszty spotkań nie widziałem, nie wypowiem się więcej. Dobranoc.
#siatkowka #plusliga #sport #blog
Powered by WPeMatico