Za nami już 2 kolejka Najlepszej Ligi Świata. Niestety, nasza ukochana stacja pod patronatem ojca dyrektora dobrodzieja Solorza zaserwowała nam do obejrzenia tylko 2 mecze, na których to głównie skupię się w podsumowaniu. Tak więc bez zbędnego plasowania, zaczynamy.
Na pierwszy ogień dostaliśmy starcie absolutnie na szczycie – w Szczecinie gospodarze mierzyli się z wicemistrzem Polski – ZAKSĄ. Obie drużyny wypełnione gwiazdami jak Wielki Obłok Magellana, nic dziwnego więc że czekaliśmy na zacięty, pięciosetowy bój, czyż nie? Otóż niedoczekanie kurwa nasze. Nasze oczekiwania mogliśmy włożyć do garnka, dołożyć do nich bigosu i zamieszać zakutym łbem. Gdyby Radostin Stojczew wiedział jak będzie wyglądać ten mecz, osobiście zajarałby szluga pod czujnikiem dymu przed jego rozpoczęciem. Pierwszy set dosyć wyrównany. Stocznia miała szanse wyjść na prowadzenie, ale Łukasz Żygadło zaczął wykorzystywać swoje lewe skrzydło częściej niż Jospeh Fritzl swoją córkę. Koziołkowi w końcówce zachowali jednak więcej zimnej krwi i wygrali pierwszą odsłonę. Druga odsłona spotkania wyglądała jak wspólna inba plemion Tutsi i Hutu. Stocznia była Tutsi. Po przypierdoleniu sobie kotwicą w potylice kamraci z dzielnym kapitanem Gogolem na czele nawiązali bardziej zaciętą walkę w trzecim secie. Irański Szejk Al’Zygad ah’Lo przerzucił się z lewego skrzydła na prawe, gdzie Bartosz Kurek nakurwiał jak ćma w lampę. Z drugiej strony zaś wetował mu najpiękniejszy Łukasz Kaczmarek. W końcówce jednak ambasador marki Monte dostał od Sama Deroo dwie czapy, które było słychać w Pruszczu Gdańskim. Tak jak w pierwszej partii, końcówkę wygrała drużyna z Kędzierzyna. Ogółem brawa dla całego zespołu z Opolszczyzny, nawet Paweł Zatrosk Czytaj dalej...
Za nami już 2 kolejka Najlepszej Ligi Świata. Niestety, nasza ukochana stacja pod patronatem ojca dyrektora dobrodzieja Solorza zaserwowała nam do obejrzenia tylko 2 mecze, na których to głównie skupię się w podsumowaniu. Tak więc bez zbędnego plasowania, zaczynamy.
Na pierwszy ogień dostaliśmy starcie absolutnie na szczycie – w Szczecinie gospodarze mierzyli się z wicemistrzem Polski – ZAKSĄ. Obie drużyny wypełnione gwiazdami jak Wielki Obłok Magellana, nic dziwnego więc że czekaliśmy na zacięty, pięciosetowy bój, czyż nie? Otóż niedoczekanie kurwa nasze. Nasze oczekiwania mogliśmy włożyć do garnka, dołożyć do nich bigosu i zamieszać zakutym łbem. Gdyby Radostin Stojczew wiedział jak będzie wyglądać ten mecz, osobiście zajarałby szluga pod czujnikiem dymu przed jego rozpoczęciem. Pierwszy set dosyć wyrównany. Stocznia miała szanse wyjść na prowadzenie, ale Łukasz Żygadło zaczął wykorzystywać swoje lewe skrzydło częściej niż Jospeh Fritzl swoją córkę. Koziołkowi w końcówce zachowali jednak więcej zimnej krwi i wygrali pierwszą odsłonę. Druga odsłona spotkania wyglądała jak wspólna inba plemion Tutsi i Hutu. Stocznia była Tutsi. Po przypierdoleniu sobie kotwicą w potylice kamraci z dzielnym kapitanem Gogolem na czele nawiązali bardziej zaciętą walkę w trzecim secie. Irański Szejk Al’Zygad ah’Lo przerzucił się z lewego skrzydła na prawe, gdzie Bartosz Kurek nakurwiał jak ćma w lampę. Z drugiej strony zaś wetował mu najpiękniejszy Łukasz Kaczmarek. W końcówce jednak ambasador marki Monte dostał od Sama Deroo dwie czapy, które było słychać w Pruszczu Gdańskim. Tak jak w pierwszej partii, końcówkę wygrała drużyna z Kędzierzyna. Ogółem brawa dla całego zespołu z Opolszczyzny, nawet Paweł Zatrosk Czytaj dalej...