16 czerwca 1983 roku cały świat czekał na kolejny występ genialnego Roberto Durana (76-4), który chciał odzyskać tytuł mistrza świata kategorii junior średniej. Wśród widzów pojawił się tego dnia sam Muhammad Ali, a pojedynek pokonującego kolejne szczeble 21-letniego Collinsa miał być jedną z głównych przystawek. Nikt nie spodziewał się tego, co miało za chwilę nastąpić. Resto był twardym pięściarzem, ale bił raczej niezbyt mocno – tylko 8 z 20 zwycięstw odniósł przed czasem. Nie był to wybuchowy puncher, przed którym drżał pięściarski świat – ot zwykły solidny drugoligowiec, którego trzeba odprawić w dobrym stylu jeśli chce się walczyć o coś więcej.
Collins był wtedy powszechnie typowany na przyszłą gwiazdę. Związał się z Top Rank – jedną z największych grup promotorskich w USA. Bob Arum wspomina, że chłopak miał wszystko – dobrze wyglądał, posiadał ważne z marketingowego punktu widzenia irlandzkie korzenie i przede wszystkim świetnie się bił. „Jeśli poradziłby sobie łatwo z kimś takim jak Resto, to znalazłby się na ostatniej prostej do walki o tytuł” – wspominał promotor.
Tamtego czerwcowego dnia szybko stało się jasne, że w ringu dzieje się coś co najmniej dziwnego. Faworyt od trzeciej rundy był potwornie obijany – na jego twarzy pojawiła się opuchlizna, która z rundy na rundę wyglądała coraz bardziej groteskowo. „On jest o wiele silniejszy niż się spodziewałem. O wiele silniejszy!” – powiedział Collins w narożniku po jednej z odsłon, w której zebrał straszliwy łomot.
W siódmej rundzie krew zaczęła wypływać z niego już strumieniami – w tym momencie przerwania walki w obawie o jego zdrowie zaczęli się domagać nawet komentatorzy HBO. W narożniku Collinsa stał jego ojciec – Billy senior. „Dobrze ci idzie, synu. Zostawiasz w ringu serce” – powiedział mu przed ostatnią rundą, ale robił tylko dobrą minę do złej gry. Jego potomek w sobie znany tylko sposób dotrwał do końcowego gongu stojąc na nogach – został naprawdę potwornie obity.
Kibice i eksperci byli w szoku – Resto wbrew oczekiwaniom wszystkich wygrał wyraźnie na punkty, a krwawa batalia została nagrodzona przez wymagającą publiczność w Madison Square Garden owacjami na stojąco. Prawdziwy dramat miał jednak dopiero się rozpocząć, chociaż przez moment wszystko wyglądało jak zawsze w takich przypadkach. Resto podziękował rywalowi i pocałował go nawet w policzek – po latach dziennikarze zajmujący się boksem nazwali ten moment „pocałunkiem Judasza”. Collins senior po wszystkim chciał pogratulować zwycięzcy, ale gdy tylko dotknął jego rękawicy poczuł, że coś tu się dramatycznie nie zgadza. Rękawice były wyjątkowo cienkie – wyglądało na to, że brakuje w nich obowiązkowych wkładek.Początkowe niewinne zamieszanie szybko przerodziło się w poważną awanturę. Resto nawet się nie kłócił i nie sprawiał wrażenia kogoś, kto jest oburzony absurdalnym zarzutem. Zamiast tego momentalnie zaczął wypatrywać… swojego trenera. Panama Lewis natychmiast pojawił się w centrum zainteresowania i zaczął krzyczeć. „To są te rękawice, które nam daliście!” – powtórzył potem kilka razy.
Dogrywka rozegrała się już w szatni – sędzia Tony Perez był obecny przy zdejmowaniu rękawic, chociaż pięściarz i jego trener do końca chcieli dokonać tego sami. „Kiedy zobaczyłem rękawice z bliska, to od razu uderzyło mnie, że coś tu jest nie tak. Czegoś tu brakowało” – wspominał arbiter. Łatwo dodać dwa do dwóch – brak wkładek sprawił, że ciosy Resto miały dużo większą wymowę. Diabeł jednak tkwił w szczegółach – jakim cudem w ogóle mogły zostać usunięte?
Pięści narzędziem zbrodni
Tuż po walce rozpoczęło się dochodzenie, które zakończyło się szybkim werdyktem – Panama Lewis i Luis Resto zostali ukarani dożywotnim wykluczeniem ze świata boksu. Dowodem winy były rękawice – uznano, że ktoś z obozu pięściarza przy nich majstrował, a sam zainteresowany musiał mieć tego świadomość. Resto i jego trener do końca szli w zaparte, ale nie byli w stanie przedstawić alternatywnego przebiegu zdarzeń, który miałby jakikolwiek sens. Według nich ktoś celowo uszkodził rękawice… już po walce, kiedy to miały nie zostać odpowiednio zabezpieczone w oczekiwaniu na rozpoczęcie dochodzenia.
Może faktycznie nie wszystko udało się ustalić ponad wszelką wątpliwość, ale wystarczy spojrzeć na zdjęcia zrobione Collinsowi kilka godzin po walce, by pozbyć się jakichkolwiek wątpliwości. Pięściarz ma całkowicie zapuchnięte oczy, które sprawiają wrażenie zamkniętych, ale… wcale takie nie są. „Nikt nigdy nie bił mnie tak mocno jak Resto. Tylko duma utrzymała mnie na nogach” – mówił potem.
Duma przyczyniła się ostatecznie do tego, że Collins już nigdy nie wyszedł potem do ringu. Badania po walce wykazały, że wskutek brutalnego pobicia zerwał tęczówkę w oku. Do końca życia miał widzieć już nie do końca wyraźnie. Zabroniono mu jakichkolwiek poważnych walk, a ta diagnoza załamała pięściarza nawet bardziej niż błyskawicznie unieważniona porażka. W życiu bez boksu zupełnie nie potrafił się odnaleźć. Miał żonę i małe dziecko, ale pozbawiony największego marzenia i wypluty przez system powoli zaczął staczać się na dno. Wpadł w depresję i coraz więcej pił, a nikt z otoczenia nie potrafił mu pomóc.
6 marca 1984 roku – niecałe 9 miesięcy po walce, która zniszczyła jego karierę – Collins po spożyciu wsiadł do samochodu. Według znajomych już wcześniej mówił, że nie ma po co żyć. Nigdy nie udało się ustalić, co wydarzyło się naprawdę – fakty są takie, że 22-latek rozbił auto niedaleko własnego domu. Podróżujący z nim kolega wyszedł z auta o własnych siłach – kierowca został w rozbitym aucie i zmarł przed przybyciem karetki.
Rodzina nie ma wątpliwości – nie byłoby tego wypadku gdyby nie przestępstwo, do którego doszło wcześniej w ringu. „Mój syn był świetnym pięściarzem i uroczym dzieciakiem. Nigdy nie zrobił nikomu nic złego” – komentował po latach ojciec, który próbował pozwać każdego kogo tylko mógł. Nigdy nie dostał nawet symbolicznego odszkodowania, choć do zaniedbań ze strony nowojorskiej komisji doszło ponad wszelką wątpliwość.
Małą pociechą mógł być proces, który w 1986 roku wystartował w Nowym Jorku. Na ławie oskarżonych usiedli Luis Resto i główny trener – Panama Lewis. Udało się ustalić, że dzień przed walką obaj spotkali się w hotelu z gangsterem, który zajmował się handlem kokainą na szeroką skalę. Potrzebował szybko zarobić duże pieniądze, a mógł tego dokonać na przykład stawiając na pięściarza, który był powszechnie skazywany na porażkę. Taki nietypowy zakład – za naprawdę dużą kwotę – faktycznie miał miejsce, co stanowiło ważną poszlakę dla ławy przysięgłych.
Kluczowe okazały się także zeznania Lee Blacka. To właśnie trener z 30-letnim doświadczeniem wskazał w roli winnego Lewisa, który miał wziąć rękawice do łazienki i tam z pełną świadomością dokonać przestępstwa. Po drodze okazało się, że nie wszystko przebiegało jak należy – główny trener Resto zwyczajnie oszukał inspektora komisji stanowej, który powinien być przecież obecny przy zakładaniu rękawic. Od Lewisa usłyszał wtedy nietypową prośbę… o dodatkowy czas na wykonanie całego zadania. Inspektor nie wiedział co odpowiedzieć – poszedł zapytać przełożonego. Gdy wrócił, pięściarz miał już założone rękawice i miał zaraz wyjść do ringu.
Tajemnicza butelka i spowiedź po latach
Na niekorzyść Panamy Lewisa przemawiała także historia. W 1982 roku prowadzony przez niego Aaron Pryor (31-0) stoczył pamiętną ringową wojnę z Alexisem Arguello (72-5). Zakontraktowany na 15 rund pojedynek obfitował w zwroty akcji i został nawet potem uznany przez magazyn „The Ring” za najlepszą walkę dekady. W przerwie przed 14. rundą kamery zarejestrowały jednak dziwny moment – Lewis poprosił jednego z asystentów o podanie płynu. Ten jednak wziął nie tę butelkę, której chciał trener. „Daj mi tę drugą butelkę – tę, którą sam miksowałem” – powiedział Lewis.
Pojawił się poważny problem – według oficjalnych przepisów pięściarzom w przerwach można było podawać tylko wodę. Co więc „zmiksował” Panama Lewis? W kuluarach pojawiło się wiele hipotez, ale nigdy nie udało się tego ustalić. Wiadomo tylko, że uskrzydlony Pryor po wypiciu z tej butelki z furią znokautował Arguello już po kilkudziesięciu sekundach. Opakowania nigdy nie sprawdzono. Może trudno w to uwierzyć, ale nie przeprowadzono również testów dopingowych tuż po walce.
Przed sądem te wszystkie poszlaki złożyły się na obraz starego cwaniaka, który miał bardzo luźne podejście do przepisów. Lewis i Resto ostatecznie zostali uznani winnymi spiskowania, napaści i… nielegalnego posiadania broni, za którą uznano pięści zawodnika. Trener został skazany na 6 lat więzienia, jego podopieczny na trzy – obaj odsiedzieli jednak tylko po dwa i pół roku.
W boksie mieli nie mieć już przyszłości, ale Panama Lewis spadł na cztery łapy i do dziś żyje jak pączek w maśle. Cały czas trenował pięściarzy – w myśl przepisów nie mógł tylko pełnić oficjalnej roli i wychodzić z nimi do ringu. Po odsiedzeniu wyroku pracował na co dzień między innymi z Mikiem Tysonem i Zabem Judah – amerykańskimi mistrzami świata. Resto spotkał o wiele gorszy los – stracił żonę, która z synami wyprowadziła się jak najdalej od niego. Wylądował na dnie – pił na umór i uzależnił się od narkotyków. Długo mieszkał w piwnicy sali bokserskiej i czuł się odrzucony przez jedyne środowisko jakie znał. Cały czas utrzymywał, że jest niewinny, ale blisko ćwierć wieku po wszystkim postanowił wreszcie powiedzieć jak było.
Stacja HBO nakręciła film dokumentalny o okolicznościach pojedynku. Resto miał okazje na własne oczy zobaczyć miejsce, gdzie Collins rozbił samochód i zginął. Mógł też zobaczyć jak zniszczyło to jego rodzinę. Może to wszystko sprawiło, że nie chciał już żyć w kłamstwie? Przed kamerami przedstawił niepublikowaną dotąd wersję wydarzeń, która szokowała jeszcze bardziej niż dotychczasowe ustalenia śledczych. Panama Lewis nie tylko miał wyciągnąć wkładki z rękawic. Bandaże bokserskie, które bezpośrednio chronią dłonie, miał także zamoczyć… w gipsie! Efekt łatwo sobie wyobrazić – Resto naprawdę bił przeciwnika pięściami z kamienia, co nie miało wiele wspólnego z jakimkolwiek sportem.
Najciekawsze jest jednak to, że w całym zamieszaniu po walce faktycznie nikt nie zabezpieczył bandaży do dalszych badań – skupiono się tylko na rękawicach, z którymi już na pierwszy rzut oka coś było nie tak. Skruszony pięściarz opowiedział, że podobne rzeczy działy się jeszcze przed dwiema wcześniejszymi jego walkami. Tło było zawsze podobne – chodziło o to, by zarobić jak najwięcej u bukmacherów po postawieniu na pięściarza, którego wszyscy skazywali na porażkę. To faktycznie mogłoby wiele wyjaśniać – wielu ekspertów zwyczajnie dziwiło się, że trenujący mistrzów świata Lewis poświęca tyle uwagi zwykłemu przeciętniakowi.
Resto rzucił też ciekawe tło na wydarzenia z walki Pryor – Arguello. Nigdy nie udało się ustalić, co „zmiksował” Lewis w jednej z butelek. Zdaniem jego byłego podopiecznego miał zwyczaj mieszania z wodą leków na astmę. W kluczowych momentach pojedynku podawał taką miksturę swoim pięściarzom, którzy potem momentalnie odzyskiwali wigor.
Dziennikarze HBO na potrzeby filmu skonfrontowali trenera z byłym podopiecznym. Lewis słysząc poważne zarzuty tylko machnął ręką i powtórzył, że nie byłoby całej sprawy, gdyby żył jeden z jego asystentów. Według niego to właśnie Artie Curley miał bandażować dłonie Resto. Trzeba przyznać, że to na pewno wygodna wersja – Curley zmarł kilka miesięcy po walce. Wcześniej nigdy nie został oficjalnie oskarżony i nie znajdował się w kręgu głównych podejrzanych.
Panama Lewis wciąż budzi kontrowersje. W ostatnich latach wiele razy starał się o odzyskanie licencji, ale do tej pory mu się to nie udało. „Mordercy dostają drugą szansę, a mnie się jej odmawia. Przecież nie zabiłem tego chłopaka! Boks to wszystko co znam” – powtarza regularnie, ale nikt mu na razie nie uwierzył. Nadal pozostaje na obrzeżach wielkiego sportu, ale w złotych łańcuchach i ekscentrycznym wdzianku nie wygląda na człowieka, który by czegokolwiek żałował. Do dziś nie uznał swojej winy i nigdy nie przeprosił za udział w jednej z największych ringowych zbrodni w historii zawodowego boksu. #boks #sport #historia #sportywalki
Powered by WPeMatico