Piątek, piąteczek, piątunio….. kurwa…..
No i zachciało się basenu…. od lat mówię wszem i wobec, że nie cierpię wszystkich sportów, a chyba najbardziej tych które wymagają wysiłku.
Brat dzwoni, mówi „chodź na basen, wiesz formę trza złapać” i po kilkunastominutowym monologu brata, ukazującym wyższość basenu nad bieganiem czy siłownią, decyduje sie iść, czemu nie, faktycznie można by popracować nad sobą… może jednak ten sport nie jest taki zły. Umawiamy się na 18.10 pod domem bo trzeba dojechać 40km na basen…. Podjarana wyjściem na basen i zostaniem sportowcem, zaczynam szukać basenowych niezbędników: strój (wiadomo jednoczęściowy xD), ręcznik (wiadomo ręcznik dla „sportowców”) i klapki (prawie jak Kuboty)! Całe akcesorium ułożyłam w plecaku (a jakże dla sportowców) i nerwowo wyczekiwałam godziny B. Fajki się skończyły w międzyczasie więc oczekiwanie na brata wydłużało się w chuj…. Brat pali, wiedziałam, że fajki będzie miał! Wychodzę na podwórko o 18.00 bo jakby bratu się zachciało wcześniej przyjechać (hahaha) no i jak nie lunie deszcz z nieba… no to ja szybciutko, jak ta łania, wskakuje pod balkon, trza się schronić przecież jeszcze zdążę się dzisiaj zmoczyć xD. Po kilku minutach deszcz przestał padać no to ja hop na podwórko cierpliwie czekam na brata. W międzyczasie wyszła sąsiadka na swój balkon, przyglądnęła mi się i powiedziała: nie przejmuj się, ja też wróciłam właśnie z wczasów i też się słabo opaliłam! No kurwa! Jeszcze tak mordy opalonej to nie miałam a ta mi tu kurwa o wyższości opalenizny górskiej nad morską! A idź być sąsiadką gdzie indziej!!! Jest 18.22, brata nie ma, mnie skręca z braku papierosa a sąsiadka dalej nakurwia, że powinnam w g Czytaj dalej...
Piątek, piąteczek, piątunio….. kurwa…..
No i zachciało się basenu…. od lat mówię wszem i wobec, że nie cierpię wszystkich sportów, a chyba najbardziej tych które wymagają wysiłku.
Brat dzwoni, mówi „chodź na basen, wiesz formę trza złapać” i po kilkunastominutowym monologu brata, ukazującym wyższość basenu nad bieganiem czy siłownią, decyduje sie iść, czemu nie, faktycznie można by popracować nad sobą… może jednak ten sport nie jest taki zły. Umawiamy się na 18.10 pod domem bo trzeba dojechać 40km na basen…. Podjarana wyjściem na basen i zostaniem sportowcem, zaczynam szukać basenowych niezbędników: strój (wiadomo jednoczęściowy xD), ręcznik (wiadomo ręcznik dla „sportowców”) i klapki (prawie jak Kuboty)! Całe akcesorium ułożyłam w plecaku (a jakże dla sportowców) i nerwowo wyczekiwałam godziny B. Fajki się skończyły w międzyczasie więc oczekiwanie na brata wydłużało się w chuj…. Brat pali, wiedziałam, że fajki będzie miał! Wychodzę na podwórko o 18.00 bo jakby bratu się zachciało wcześniej przyjechać (hahaha) no i jak nie lunie deszcz z nieba… no to ja szybciutko, jak ta łania, wskakuje pod balkon, trza się schronić przecież jeszcze zdążę się dzisiaj zmoczyć xD. Po kilku minutach deszcz przestał padać no to ja hop na podwórko cierpliwie czekam na brata. W międzyczasie wyszła sąsiadka na swój balkon, przyglądnęła mi się i powiedziała: nie przejmuj się, ja też wróciłam właśnie z wczasów i też się słabo opaliłam! No kurwa! Jeszcze tak mordy opalonej to nie miałam a ta mi tu kurwa o wyższości opalenizny górskiej nad morską! A idź być sąsiadką gdzie indziej!!! Jest 18.22, brata nie ma, mnie skręca z braku papierosa a sąsiadka dalej nakurwia, że powinnam w g Czytaj dalej...