Jestem wielkim fanem sportu i sam bardzo długo uprawiałem go na tak poważnym poziomie, jak tylko mogłem. Czerpałem z tego mnóstwo satysfakcji i uważam, że sport dał mi potwornie dużo. Dlatego mam potworny ból dupy, kiedy czytam te wszystkie komentarze o tym, że sportowcy zimowi się ośmieszają w Korei i powinni zwracać pieniądze, bo to z naszych podatków…
Doskonale rozumiem Weronikę Nowakowską. Czasami nie da się spokojnie podejść do pewnych komentarzy. Jakie pieniądze? Z Ministerstwa Sportu i Turystyki do związku biathlonowego w 2016 roku wpłynęły 4 miliony złotych. W 2017 roku w kadrze było 7 seniorek, 5 seniorów i 10 osób w sztabie szkoleniowym. Do tego na liście szkolenia młodzieży jest 37 nazwisk. Z tych pieniędzy czerpią też prawdopodobnie członkowie Zarządu i Prezesi związku w liczbie 10. Nie powinniśmy też zapominać, że są jeszcze Szkoły Mistrzostwa Sportowego, zawody lokalne i działania promocyjne…
Nawet jeżeli założymy, że finalnie do kadry A trafia aż 60% środków (wątpię… zapewne to dużo mniej) to na jedną osobę miesięcznie przypada średnio trochę ponad 9 tysięcy złotych. Brzmi dumnie, ale trzeba w tej kwocie upchnąć zakup sprzętu (powiedzmy jednorazowo), naboje, smary do nart, 9 tygodniowych wyjazdów na zawody w całej Europie, obozy sportowe, odżywki i pewnie jeszcze milion różnych rzeczy. Wcale nie musi być różowo. Zawodnicy wcale tych pieniędzy dużo nie oglądają, bo sport i sportowcy są generalnie w naszym kraju potwornie niedofinansowani.
A co do zwrotu kasy za wyjazd. No cóż – dla mnie absurd najniższych lotów. W 2017 roku wpływy z VAT w naszym kraju szacowane są na 143 miliardy złotych. Zakładając, że co miesiąc nabywamy towarów za 2000 złotych z 23% VAT to w skali roku w szkolenie Weroniki Nowakowskiej wkładamy kolosalne 0,42 grosza. Frapuje mnie – jakie mniemanie o sobie trzeba mieć, żeby przypisywać sobie prawo do mieszania z błotem kogoś argumentując, że jedzie na wakacje „za moje piniondze – niech oddaje” dając mu mniej niż płó grosza rocznie. A dziewczyna ta ma dwa medale Mistrzostw Świata. Jest jedną z kilkunastu-kilkudziesięciu najlepszych zawodniczek na świecie. I to nie leżąc brzuchem do góry, a poświęcając czas, który większość ludzi spędza przed komputerem/na piwie/gdziekolwiek, gdzie się nie daje z siebie wszystkiego przez kilka godzin!
Przyznam się – sam kiedyś tak myślałem. Zanim Małysz odnosił sukcesy zastanawiałem się – po co on i Skupień skaczą, jak mają problem wejść do 30 w konkursie… Odpowiedź jest jednak prosta (przynajmniej dla mnie): gdyby nie obecność sportowców w danej dyscyplinie na Igrzyskach pewne dyscypliny w Polsce by zwyczajnie wymarły. Dlatego ja się cieszę, że są w naszym kraju ludzie, którzy pomimo głośnych, obraźliwych głosów, pomimo braku warunków i tradycji uprawiania sportów zimowych, pomimo nie najlepszego zarządzania w wielu dyscyplinach chcą być najlepszymi. Nie zawsze najlepszymi na świecie. Czasami tylko najlepszymi, jakimi mogą być – za te 0,42 grosza ode mnie. Może patrząc na wyniki Weronik w Kontiolahti z 2015 roku jakaś młoda dziewczyna zainteresuje się sportem i będzie biathlonowym Adamem Małyszem za dekadę. Wielce prawdopodobne, że gdyby Polki nie startowały, to TVP pokazałoby co innego i ten młody talent nie wiedziałby co to biathlon do końca życia, albo nie widząc Polek pomyślałby, że u nas się tego nie da robić.
Tak to widzę i oczywiście nie mogę nikomu narzucić mojego punktu widzenia. Nie mniej w okresie, kiedy najgłośniej słychać tych, których zbiorczo nazywa się „hejterami” pomyślałem, że podzielę się swoją opinią.
Powered by WPeMatico