Życie bierze pełną garścią. Jak coś w coś uwierzy, a później wyznaczy cel, to nie ma takiej siły, która by go od tego odwiodła. Gdy chciał pływać łódką po jeziorze, to zbudował sobie żaglówkę. Jak mu się nudziło w Polsce, to dojechał stopem do Indii, gdzie pracował w ośrodku dla trędowatych. Zarabiał na wysokości. – Robiłem na kominach w hucie Katowice. Pracowałem przy 80-metrowej chłodni. Trzeba było ją wyczyścić, pokryć cynkiem – opowiadał Mackiewicz. – Jeździmy po polach. Stawiamy stumetrowe maszty, które mierzą prędkość wiatru. Energia odnawialna, przyszłość. Podobno. Bieganie po polu to dobry trening. Wieje, zimno, z nosa cieknie. Rozkładamy tony konstrukcji, podnosimy maszty, wchodzimy na nie. Pięć dni w ruchu. Dodatkowo gdy widzę, że obok są pagórki, to po pracy na nie wbiegam – opowiadał Mackiewicz.
Jeszcze kilka lat temu wśród wspinaczy był mało znany. Doświadczenie praktycznie zerowe, nie przeszedł nawet kursu taternickiego. To go nie powstrzymało, żeby w 2013 roku zaatakować zimą na Nanga Parbat bez profesjonalnego sprzętu wartego kilka tysięcy euro. Wdrapał się na 7400 metrów i wprawił w osłupienie najlepszych himalaistów. Wówczas od 17 lat nikt nie osiągnął tam takiej wysokości, w tak ekstremalnych warunkach.
Przez wiele lat jego bratnią duszą był górski partner – Marek Klonowski. W 2008 roku pojechali razem na Mount Logan (pustynię lodową po horyzont) w Kanadzie. – Do grani East Ridge, którą chcieliśmy wejść na Mount Logan, mieliśmy 120 km w linii prostej, a trzeba było kluczyć. Później wejście na płaskowyż, który ma 24 km. Szliśmy osiem dni. Dalej atak szczytowy i zejście do rzeki Chitina. I to w skupieniu, by nie wpaść w łapy niedźwiedzia. To kolejne 160 km. No i spływ rzeką. W sumie sześć tygodni człapania przez Alaskę. Było potwornie zimno. I ten deszcz. Przygotowałem się na zimno, ale sucho. Nie miałem kurtki goreteksowej, bo nie było mnie na nią stać – wspomina z uśmiechem.
#himalaizm #himalaje #wygryw #przegryw #gory #sport #k2 #k2dlapolakow
Powered by WPeMatico